poniedziałek, 8 września 2014

19/20 sierpnia - pojawia się Gabrysia

To było nie lada przeżycie :)
Umęczyłam się strasznie, ale na pewno nie bardziej niż pozostałe mamy, które kiedykolwiek dały nowe życie. 
Prawdą jest, że po porodzie, gdy już trzyma się w rękach to upragnione maleństwo, to zapomina się o całym doświadczonym bólu i wszystkich nieprzyjemnych doznaniach "okołoporodowych". 

A jak to było od początku?
19 sierpnia zgłosiłam się do szpitala na wywołanie porodu, bo małej było tak dobrze w brzuchu mamy, że nie chciała wychodzić na świat. Na poród wybrałam szpital na Polnej w Poznaniu. Naczytałam się i nasłuchałam dużo przeróżnych opinii na temat tego szpitala, ale na szczęście sama wyszłam z jak najlepszą opinią :)
Tak więc na Polnej założono mi balonik i cały dzień sobie z nim chodziłam, aby wreszcie doczekać się minimalnego rozwarcia. Nie widziałam szans, żeby cokolwiek się przez noc ruszyło, ale Gabi sama zadecydowała wyjść i skurcze zaczęły się chyba koło 23, a wody odeszły po 3 w nocy.
Nie pozostało mi nic innego jak dzwonić po mojego D. z wiadomością, że "już się zaczęło" :)
I tak po kilku godzinach Gabi była już z nami.
Opieka na porodówce i na oddziale poporodowym była bardzo dobra, położne były świetne, nikt nie namawiał mnie na sztuczne karmienie (co było dla mnie bardzo ważne) i nikt nie miał nic przeciwko temu, że mąż siedział u mnie poza godzinami odwiedzin.
Nasz poród rodzinny na pewno pozostanie długo w naszej pamięci. Nie wyobrażam sobie rodzić bez męża, podziwiam kobiety które rodzą same. Ja potrzebowałam ogromnego wsparcia, które dał mi mąż. Dzielnie się mną zajmował i znosił moje krzyki.
Szczerze powiem - nie dało się nie krzyczeć. I mimo, ze człowiek założy sobie, ze nie będzie się darł, to po prostu się nie dało. Znieczulenie niewiele pomagało, gaz rozweselający nie działał na mnie w ogóle (to chyba jakaś ściema, może w ogóle tam tego gazu nie było), ale mąż trwał przy mnie od początku do końca za co jestem mu niezmiernie wdzięczna :)
Podsumowując: nie było mnie w domu trzy dni, a po powrocie czułam się tak jakby nie było mnie co najmniej rok.

A teraz Gabi jest już z nami od prawie trzech tygodni. Przybiera na wadze: je i śpi :) Od jakiegoś czasu męczą ją sporadyczne kolki, ale to przecież normalne u dzieciaczków i jakoś też sobie z tym radzimy.

Mam nadzieję, że teraz będę miała troszkę czasu by napisać o kosmetykach i innych dzieciowych rzeczach :)

Gabrynia ur. 20 sierpnia 2014, waga 3820

Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na fb :)

5 komentarzy:

  1. Czy dobrze się doczytałam??? Gabrysia urodziła się 20 sierpnia??? Ja na świat przyszłam dokładnie 40 lat temu i też podobno dałam mojej Mamie w kość bo rodziła mnie 13 godzin. Cieszę się, że już masz Maleństwo w swoich ramionach, życzę Ci i córci wszystkiego co najlepsze a nade wszystko zdrowia, zdrowia.... Pozdrawiam Bożena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. To było 20 sierpnia :) a poròd podobno trwał 11 godzin. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Mały Mysz rodził się 32 godziny... Ale warto było!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabym się podpisać pod każdym niemal słowem. Moje oba porody były rodzinne, nie dalabym rady bez męża. Nie da się zapomnieć przeżyć z porodowki, ale to maleństwo, które dostajesz w ramiona, dprawia, że wszystko wygląda jakby wydarzyło się dawno, zupelnie o tym nie myslisz. Powrót do domu - swoje łóżko, kąpiel we własnej wannie, kawa w ulubionym kubku, to tak jak piszesz, jakby pierwszy raz po latach.
    Co prawda, już spóźnione o ponad rok, ale nadal serdeczne gratulacje! Brawo, bo dalas radę ;)

    OdpowiedzUsuń